Dziś ponownie post szydełkowy... A w poście kulisy powstania mojego pierwszego swetra, bo ten kolorowy kardigan, który Wam już pokazywałam, to mój trzeci z kolei.
Kolory sweterka wymyśliłam sobie sama, a producent włóczki nawinął odpowiednie kolory... Paproć, kobalt, piwonia...
Zaczęłam takim ażurowym wzorem, ale po zrobieniu pierwszej części i przerobieniu 800 m nitki, sprułam, bo doszłam do wniosku, że to jednak nie to...
Jeszcze w tak zwanym międzyczasie, zaczęłam przerabiać innym wzorem drugi, 800 metrowy, moteczek... I ten wzór zdecydowanie przypadł mi do gustu...
Z dwóch moteczków zrobiłam dwa prostokąty. Przód i tył sweterka... Z każdego moteczka pozostały mi takie dwa malutkie kłębuszki...
Po zszyciu obu części zaczęłam dorabiać rękawki, na okrągło, bez szwu... Nie chciało mi się kombinować z kolorami, aby zachować przejścia. Dlatego wymyśliłam sobie rękawki z jednego koloru... Piękny ten kobalt...
Nie liczyłam czasu, jaki poświęciłam na szydełkowanie, ale w sumie zeszło mi chyba ze dwa miesiące... I oto jest... Bardziej sukienka niż sweterek, ale chciałam zużyć włóczkę do końca...
Sweterek świetnie się nosi (50 %bawełna/50 % akryl) tylko... jest ciut ciężki...
Sweterek świetnie się nosi (50 %bawełna/50 % akryl) tylko... jest ciut ciężki...
A tu małe zbliżenie na wzorek i oczywiście odjechane połączenie kolorystyczne...
To był początek mojej szydełkowej sweterkowo/kardiganowej obsesji... Niebawem kolejny kardigan i... maskotki...
Trzymajcie się cieplutko... Pa, pa i do następnego...